W kaplicę
złożonych palców.
szeptała słowa spowiedzi..
jak zakonnik..
schowana za kapturem wspomnień..
Przebacz mi..
Słowa były łzami, ukrytymi w ławie..
drewnianego
kościółka..
Były jej sercem,,
oddanym JEMU na zawsze..
Słyszała Go..
Czoło oparte o
stary lakier..
\i cisza taka
zielona..
Zapach tej ciszy..
A w koło las, grał na organach jesień..
i liście złote
padały jej w duszę..
Ostatni raz już zranione ciernie..
Powoli..
Zachodziło słońce..
a las stał taki
nagi, i cichy taki w promieniach..
- Przed Bogiem byli równi.. -
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz